Scena - cały czas w rażącym świetle. Na wprost widowni - lustrzana ściana z folii. Mebli, przedmiotów - niewiele. Przysunięty do ściany wąski, ciemny stół - jakby żywcem wyjęty ze sklepu Cepelii. Całość - to hall czy fragment hallu dużego hotelu w dowolnym punkcie świata. Ta scenografia od razu ustawia mnie przeciw; przeciw - pozostałem już do końca spektaklu. To nie wnętrze Strindbergowskiego piekła. Strindberg to jakiś zapchany pokoik, kąt zamknięty; naniesiono tutaj ze świata dzisiejszego coś, co nie mieści mi się w Strindbergu, nawet jeśli to uczyniono z intencją uczynienia Strindberga bardziej strawnym. Jest on wystarczająco strawny, jakkolwiek wielu grzejąc się przy jego ogniu przekonuje nas, iż to oni grzeją Strindberga. W akcji - troje ludzi, dwóch mężczyzn i jedna kobieta. Tak, 3 to cyfra, w której świat właściwie się odbija, 3 to dowód i przykład, iż nic nigdy nie może się zgodzić, żadna para nie może się o
Tytuł oryginalny
Wczoraj wieczorem
Źródło:
Materiał nadesłany
Teatr Nr 11