"Król Roger" Karola Szymanowskiego w reż. Mariusza Trelińskiego w Teatrze Wielkim - Operze Narodowej w Warszawie. Pisze Maciej Stroiński w Przekroju.
Coraz bardziej mnie kręci teatr nieaktorski. Nie powiem "niedramatyczny", bo opera przecież przewiduje dramat: wielki, operowy! Mnie to bierze, bo w śpiewogrze, jak złośliwie moja koleżanka nazywa operę - w śpiewogrze śpiewają, a nie mówią do mnie, a po drugie - o kwiatkach, nie o polityce. (Przy okazji zaznaczę, że gdyby istniała tylko Opera Krakowska, byłbym nie polubił). Opera dopiero zaczyna mnie jarać, więc chyba powinienem posłuchać mądrzejszych i powiedzieć, że "Król Roger" w reżyserii Trelińskiego to niefajna sprawa. Tak by wynikało z recepcji prasowej. Jest jechane po Trelińskim, dla odbiorców młodszych: Treliński jest jechany. "Reżyseria to kompletne dno" (Oskar Świtała), "żal dupę ściska" (melomanka cytowana przez Oskara Świtałę), "Treliński odlatuje - pytanie tylko dokąd" (Jacek Hawryluk), "klęska Trelińskiego" (Jacek Marczyński), "dał się ponieść błyskotkom" (Sylwia Krasnodębska), "dyrektor artystyczny Opery Narodow