Wojtyła wcale nie boi się śmierci. To inni się niepokoją i martwią. On jest pogodny. A pewnego dnia, w kręgu najbliższych przyjaciół, uniesiony wiecznym pięknem Rzymu, wyznał, cytując Horacego: "Non omnis moriar... Nie wszystek umrę...
Rok 2005 jest rokiem Męki Karola Wojtyły. Nikt go nie zdradził, nikt go nie wyszydził. W chwili próby Jana Pawła II otaczają najbliżsi, a z placu Świętego Piotra do jego uszu docierają wyrazy miłości - pisze włoski watykanista Marco Politi we wzruszającym tekście opublikowanym przez "La Repubblicę". Lecz również Wojtyła jest sam wobec bólu i niemocy. Podniosłe ceremonie w bazylice jego już nie dotyczą. Skonstruowane dla niego samochody wstrzymały bieg. Wczoraj [24 marca] wystarczyło mu spojrzeć na plac, który kiedyś wypełniał swoim głosem, wędrówką i gestem, a jego oczy wypełniły się łzami. Jeszcze nigdy nie widzieliśmy, żeby Papież tak płakał. A przez ten swój płacz jest nam bliski jak nigdy. Chwyta za serce wierzących i niewierzących. Porusza tych, którzy kiedykolwiek widzieli śmierć bliskich, i tych, których przeraża koszmar pustki. Na ostatnim odcinku swej nadzwyczajnej podróży Karol Wojtyła przemawia wyłącznie ciałem. M