Jak dzisiaj wystawiać Fredrę, żeby to nie był "Teatr lektur szkolnych"? Próbom odpowiedzi na to pytanie poświęcono wiele energii, bezpośrednio na scenie nie wypadają one zazwyczaj przekonująco. No, oczywiście, teatr telewizji z czołówką doświadczonych aktorów, stylową inscenizacją gwarantuje to, co można by określić jako fredrowskie minimum: sympatyczną rozrywkę z odrobiną patyny. Na scenie o to trudniej: inscenizacja musi się zmierzyć z widzem bezpośrednio. Nie będzie na widowni śmiechu - a cała subtelność, całe wyczucie stylu weźmie w łeb. Trudności rosną, im komedia bliższa farsy, a są nią niewątpliwie "Damy i huzary". Tu aktorska biegłość czy zręczność reżysera w prowadzeniu psychologicznych gier - takich, jakie prowadzone są choćby między "Mężem i żoną" - nie wystarczy. Farsa wymaga tempa, ostrych, wyrazistych barw i z pewnością nie zadowoli się lękliwym chichotem publiczności. Z drugiej strony - przeszar
Tytuł oryginalny
Wąsy i pąsy
Źródło:
Materiał nadesłany
Wiadomości Kulturalne nr 42