"Starosta kaniowski". w reż. Marii Spiss w Starym Teatrze w Krakowie. Pisze Paweł Głowacki w Dzienniku Polskim.
Jednym z trzech ostatnich słów wyreżyserowanego przez Marię Spiss przedstawienia "Starosta kaniowski" jest słowo ruina bądź słowo gruz. Dobrze nie pamiętam, ale chyba gruz. Ruina to by jednak było coś. Ruina - brzmi dumnie. Ruina Warszawy po Powstaniu Warszawskim, ruina wież w Nowym Jorku, ruina miłości, wiary, nadziei. Ruina piękna. Czy słyszałeś o gruzie wątroby albo o poezji gruzu? Nie. Słyszałeś o ruinie wątroby i poezji ruin. Ruina to nie byle pętelka. Ruina to w istocie - budowla. W ruinie można żyć. Ruiną można się szczycić. Gruzem raczej nie. Gruz się wywozi bez fanfar, nawet gdy wypowiedziany jest tak, aż tak... nieomylnie? Gruz... Zbigniew Ruciński w roli tytułowego buca z kępką na łysej pale i wąsami długimi tak, że za uszy musi je zakładać - gruz mówi fenomenalnie. Jak to szło? Jak brzmiało w całości? "Gruzy mego życia"? "Gruz miłości mej"? A może: "Gruzy zakładu pracy"? Nie pamiętam. Umknęło, niestety. Lecz nigd