Autor i reżyser tragikomedii "Wąsy" zna teatr i potrafi korzystać z jego możliwości. To samo można powiedzieć o czwórce wykonawców - pełnym składzie Teatru Montownia, czyli Adamie Krawczuku, Marcinie Perchuciu, Rafale Rutkowskim i Macieju Wierzbickim, którzy jak zwykle dają popis aktorskiej maestrii w stylu dell'arte. W pierwszej części spektaklu śmiejemy się więc beztrosko, w drugiej jednak zaczynamy rozumieć, że ta pierwsza była tylko wprawką przed wejściem w głębsze pokłady znaczeń i problemów, że to jest nie tylko o seksie i facetach przy grillu, że autor zdradza nam swoją postawę wobec świata i zaświatów, swoje myśli o życiu, Bogu, gospodarce, kobietach (bardzo krytyczne), wojsku, nawet o powstaniu warszawskim. A że aktorzy, którzy wcielają się aż w 12 postaci, mają wąsy? To tylko teatralny greps, wizualny lejtmotyw, któremu można nadać jakieś głębsze znaczenie, ale wcale nie trzeba. Sztuka została napisana na specjalne zamówieni
Źródło:
Materiał nadesłany
Przegląd, nr 42