- Parę postaci uczłowieczyłam. Jak się czyta o tych kobietach w książkach, są papierowe. Zostały wspaniale przyjęte przez widownię. To plus. Ale oczywiście miałam ciągoty, żeby grać też inne postaci - mówi ANNA NEHREBECKA, aktorka Teatru Polskiego w Warszawie.
Legenda polskiego kina. Niezapomniana Anka z "Ziemi obiecanej" i Marynia z "Rodziny Połanieckich". Anna Nehrebecka wielokrotnie zmieniała skórę. Była aktorką, żoną ambasadora i konspiratorką. Kim czuje się dziś? O różnicy między kochaniem a zakochaniem, dlaczego nie widujemy jej często w telewizji oraz o tym, jak żyje z mężem na odległość, opowiada Romanowi Praszyńskiemu. Kim Pani dziś się czuje? - Matką, żoną, aktorką, radną Warszawy. Kolejność dowolna. Przede wszystkim jestem sobą, Anną Nehrebecką. Za parę dni wracam do męża, ambasadora RP w Tunezji. Pomogę mu przygotować festiwal filmowy, liczę, że uda się zaprosić któregoś z polskich reżyserów. W sierpniu przyjeżdżam do Warszawy, na sesję Rady Miasta. A jesienią w Teatrze Polskim wznawiamy "Końcówkę" Becketta. Wiosną dostałam nagrodę Orła za rolę w filmie Macieja Pieprzycy "Chce się żyć". Moja pierwsza nagroda! Do dzisiaj dostaję bardzo miłe listy z gratulacjami