EN

29.04.2006 Wersja do druku

Warto dawać siebie innym

Choć w ostatnich latach Dymna poświeciła się swojej fundacji dla niepełnosprawnych, nie przestała grać. Nie stroi fochów gwiazdy. Śmieszność sławy odkryła w dworcowej toalecie. Właśnie ukazała się książka o Annie Dymnej - "Warto mimo wszystko" - pisze Justyna Kobus w Dzienniku.

Jest całkowicie pozbawiona narcyzmu. A przecież była Barbarą Radziwiłłówną, Marysią Wilczurówną w "Znachorze", Melanią Barską w "Trędowatej"... Urzekła publiczność urodą klasycznej damy z portretu i spojrzeniem lekko skośnych oczu (to przez domieszkę tatarskiej krwi). W latach 70. próbowano uczynić z niej etatową amantkę polskiego kina, ale grała też w komediach zwyczajne dziewczyny (tę najbardziej lubianą w komediowym tryptyku Sylwestra Chęcińskiego). Mimo że bywała głównie ozdobnikiem na ekranie, udawało się jej tworzyć wyraziste postacie. Jak choćby w filmie "Wesela nie będzie" (1978) Waldemara Podgórskiego czy właśnie w komediach Chęcińskiego. Gdy cała Polska wzdychała do wnuczki Pawlaków i Kargulów, mężczyzna jej życia, Wiesław Dymny, poeta i plastyk z Piwnicy pod Baranami, objaśniał jej świat. I badał, czy nie nabiera fochów gwiazdy. Ale ona nie miała i nie ma w sobie nic z gwiazdy. "To musi być strasznie nudne i g

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Źródło:

Materiał nadesłany

Dziennik nr 11/29.04/01.05.06

Autor:

Justyna Kobus

Data:

29.04.2006