NIE MAJĄ GDZIE GRAĆ, nie mają czym płacić za próby, istnieją tylko dzięki miłości do tego, co robią. Warszawskie teatry amatorskie. Kiedyś spychane na margines. Dziś laureaci prestiżowych nagród.
Jeszcze dziesięć lat temu tworzenie teatru amatorskiego było czymś wstydliwym. - Świat tak wyglądał. Do 1989 r. uważano, ze ważne są instytucje, a nie to, co spontanicznie robi grupka ludzi liczył się jedynie teatr profesjonalny - wspomina rektor Akademii Teatralnej Lech Śliwonik. - Wszystko się zmieniło. Teraz wielu z naszych absolwentów zaczyna swoją pracę w teatrach amatorskich - dodaje. Jego zdaniem, znacznie podniósł się też poziom spektakli wystawianych przez teatry nieprofesjonalne. - Ostatnio byłem na jednym z przeglądów twórczości amatorskiej i mile mnie zaskoczyło to, co robią. Uważam, że wciąż zbyt mało uwagi się im poświęca. A to ludzie godni podziwu. Dokładają z własnej kieszeni po to tylko, by moc grać. Nikt też nie troszczy się o dokumentację tego, co robi. Trudno nawet określić, ile ich jest w Warszawie - dodaje rektor Śliwonik. Dla tych, których nie stać na bilety do profesjonalnych teatrów, to szansa na spotkanie ze sz