Mimo nadziei przeciwników nowej dyrekcji Teatru Dramatycznego katastrofy nie było - o 33. Warszawskich Spotkaniach Teatralnych pisze Tomasz Miłkowski w Przeglądzie.
Spośród 14 spektakli 33. Warszawskich Spotkań Teatralnych obejrzałem (prawie) połowę - jednak nie wskutek świadomej selekcji, ale innych okoliczności, które sprawiły, że druga część WST mnie ominęła. Mam więc za sobą "Naszą klasę" z węgierskiego Teatru im. Katony, "Pieśni Leara" Teatru Pieśń Kozła, "Wiśniowy sad" z Bydgoszczy, "Filokteta" z Teatru Polskiego we Wrocławiu, "Pawia królowej" ze Starego i "Komedię obozową" z Legnicy. To za mało, aby dokonać wnikliwej oceny całości, dość jednak, aby na tej podstawie poczynić kilka uwag. Po pierwsze, przepowiadano tej edycji WST klęskę po zmianie głównego organizatora, a właściwie po powrocie Spotkań pod skrzydła Teatru Dramatycznego. Zmiana ta bowiem zaszła z powodu narastającego napięcia między ratuszem a Instytutem Teatralnym, by poprzestać na nazwach instytucji. Ratusz miał za złe, że Instytut lansuje jeden, bliski sobie nurt estetyczny (nazwijmy go za Józefem Kelerą "teatrem bez m