Choć jest to spektakl o duchowych uniesieniach, o życiu w oparach modłów i fanatycznych rytuałów, o rozwoju sekciarskiej choroby, to tak naprawdę ciężko przyznać, by choć jedna chwila przyniosła pełny mistycyzm - o spektaklu "Wierszalin. Reportaż o końcu świata" w reż. Piotra Tomaszuka z Towarzystwa Wierszalin prezentowanym podczas Warszawskich Spotkań Teatralnych pisze Marta Zgierska z Nowej Siły Krytycznej.
Minęło ponad 30 lat od powstania książki Włodzimierza Pawluczuka "Wierszalin - reportaż o końcu świata" i kilkadziesiąt lat więcej od początków wydarzeń na Grzybowszczyźnie, kiedy to w latach trzydziestych za sprawą proroka Ilji powstało Nowe Jeruzalem. Z mistyki tamtych wydarzeń wyrasta Towarzystwo Wierszalin. Dziś teatr z Supraśla sięga głęboko do swoich korzeni przygotowując spektakl o tym samym tytule, co książka Pawluczuka. Inscenizacja nie jest jednak tylko szczególnie osobistym dla Wierszalina dokumentem, staje się także trafnym przedstawieniem ogólnego schematu rozrastania się fanatycznych idei i funkcjonowania sekty. Słowo "schemat" staje się kluczowe. Choć jest to spektakl o duchowych uniesieniach, o życiu w oparach modłów i fanatycznych rytuałów, o rozwoju sekciarskiej choroby, to tak naprawdę ciężko przyznać, by choć jedna chwila przyniosła pełny mistycyzm, który stałby się poruszeniem, przeniesieniem do opisywanej rzeczywis