Powaga i humor przeplatają się w niezdecydowaniu. Efektem tego jest prosta pułapka zastawiona na widzów, którzy w tym, co ma być śmieszne, zaczynają doszukiwać się psychologicznego tła postaci, śmiechami traktując prawdziwe tragedie - o spektaklu "Zaśnij teraz w ogniu" w reż. Przemysława Wojcieszka z Teatru Polskiego we Wrocławiu prezentowanym na Warszawskich Spotkaniach Teatralnych pisze Borough of Islington z Nowej Siły Krytycznej.
Do teatru trzeba iść jako "tabula rasa". Lepiej, gdy wrażenia osób trzecich nie produkują w naszej głowie płonnych nadziei o dobrej sztuce. Rozochocony "ja" usiadłem w Teatrze Studio licząc, że "to będzie dobry spektakl". Niestety nie był. Na początek może o tym, co u Wojcieszka może się podobać. Urzeka "filmowy" montaż, który idealnie pasuje do konstrukcji, którą napędza proces "przyczyna i skutek". Do szkieletu historii dopasowana jest budowa sceny, podzielonej na cztery części. Taka konstrukcja, plus umiejętne operowanie światłem, pozwalają płynnie i bez szwów przechodzić od sceny do sceny, od jednych historii do innych. Po drugie muzyka wykonywana "na żywo" przez Contemporary Noise Quintet. Problem w tym, że czasami ma się ochotę krzyknąć do jazzującego zespołu: "Trochę więcej hałasu chłopcy!". Nie ma też problemu z przyswojeniem szekspirowskiego tła, które jest dobrze wplecione w opowieść o realiach aktorskiego życia. Więc o co c