WYSTAWIENIE któregoś z dzieł Ryszarda Wagnera, nawet tych z wcześniejszego okresu twórczości, to zawsze wydarzenie artystyczne niecodziennej miary, a dla ważącego się na nie teatru - zadanie bardzo trudne i ryzykowne. Mając świadomość tego ryzyka, teatry podejmują je jednak od czasu do czasu, gdyż rzecz jest mimo wszystko wielce kusząca, a poza tym - trudno na stałe pozbawiać publiczność, jak również własny zespół, możliwości bezpośredniego kontaktu z tym tak fascynującym etapem rozwoju operowego gatunku. Z tą zapewne myślą wprowadzono świeżo na scenę warszawskiego Teatru Wielkiego "Holendra tułacza", nieobecnego np. na tej scenie aż do roku 1936. Do reżyserii zaproszono wybitnego specjalistę z Berlińskiej Opery Państwowej, prof. Erharda {#os#34415}Fischera{/#}, oprawę scenograficzną powierzono szwajcarskiemu artyście Rolandowi {#os#65504}Aeschlimannowi{/#}, kierownictwo muzyczne objął Antoni {#os#7850}Wicher
Tytuł oryginalny
Warszawski "Holender tułacz"
Źródło:
Materiał nadesłany
Trbuna Ludu Nr 90