W piątek, 21 października, w Teatrze Polskim w Warszawie odbyła się światowa prapremiera spektaklu Andora Szilagyiego "Ilona Tóth" w wykonaniu Teatru Narodowego z Budapesztu. Historia lekarki, która w 1957 r. została niewinnie skazana na śmierć przez komunistycznych zbrodniarzy, równie dobrze mogłaby się wydarzyć w naszym kraju - pisze Anna Krajkowska w Gazecie Polskiej Codziennie.
Oglądając sztukę, miałam ciągle przed oczami "Inkę", naszą bohaterkę, dla której, tak jak dla Ilony, wartości były ważniejsze od własnego życia. Dramat jest świetnie napisany, przedstawienie doskonale wyreżyserowane i zagrane. Widzowie cały czas trzymani byli w napięciu, a finał poruszył wielu do łez. Ilona Tóth była 24-letnią studentką ostatniego roku medycyny, która ochotniczo kierowała szpitalem przy ulicy Domonkos w Budapeszcie podczas antykomunistycznego powstania na Węgrzech w 1956 r. Pomagała rannym, uczestniczyła w pisaniu i kolportowaniu ulotek. W 1957 r. została aresztowana. Stała się kozłem ofiarnym polityki konsolidującego się rządu Kadara. Sfingowany pod bezpośrednim kierownictwem Moskwy proces miał udowodnić światowej opinii publicznej, że to nie niewinna młodzież walczyła za wolność Węgier na ulicach Budapesztu, ale niewinnych komunistów mordowali pospolici przestępcy. Tóth zarzucono, że ze szczególnym okrucieństw