Zastanawiając się niedawno nad ubiegłym sezonem teatralnym wspomniałam na tychże łamach, że same pozycje repertuarowe niewiele jeszcze mówią o tym, co się za nimi kryje, i nader często sugerować mogą sytuację lepszą od zaistniałej. Dowodem choćby ostatni sezon teatrów warszawskich. W zasadzie wszystko przedstawiało się jak najbardziej prawidłowo: i klasyka polska, podobnie zresztą jak obca, występowała gęsto, firmowana w dodatku największymi autorytetami autorskimi i współczesności nie zabrakło. Mogliśmy oglądać utwory dobrze już znane, ale zawsze na wznowienie zasługujące, przypomnieć sobie od lat nie grywane, poznać najnowsze. Jednak w całości sezon trudno uznać za udany i zaledwie kilka przedstawień z bogatej produkcji kilkunastu scen pozostanie na trwałe we wdzięcznej pamięci widza. A przecież przy stałym narzekaniu na słaby paziom teatru terenowego, na brak fachowości wielu reżyserów, czy aktorów, na skłonność do łatwizny w
Tytuł oryginalny
Warszawska Melpomena
Źródło:
Materiał nadesłany
Argumenty nr 38