"Walizkę" Małgorzaty Sikorskiej-Miszczuk przygotowuje w Teatrze Żydowskim Dorota Ignatjew. Premiera w piątek.
Powstawanie tego dramatu jest dowodem na to, jak fikcja może zderzyć się z rzeczywistością. Kiedy w głowie Sikorskiej-Miszczuk kiełkował pomysł na opisanie podobnej, ale całkowicie wymyślonej sytuacji, gazety opisały historię Michela Leleua. Na wystawie poświęconej zagładzie rozpoznał on walizkę ojca. Wypożyczoną ze zbiorów muzeum w Oświęcimiu jako jeden z trzech zachowanych bagaży zamordowanych tam francuskich Żydów. Dla Leleua, który przetrwał wojnę w ukryciu i starał się odrzucić pamięć o tamtych czasach, był to przełomowy moment w życiu. Wrócił do oryginalnego nazwiska Levi i pogodził się z własną tożsamością. Ten nieoczekiwany sygnał spowodował, że Sikorska-Miszczuk postanowiła opisać przypadek, który wcześniej wydawał jej się nieprawdopodobny. Stał się dla niej pretekstem do opowieści o człowieku odciętym od własnych korzeni i uzdrowicielskiej sile prawdy. "Mam pół serca, pół płuca, jedno oko. Jest mi �