EN

16.02.2021, 08:29 Wersja do druku

Warszawa. „Scena” opublikowała nieznane listy Zbigniewa Herberta i Tadeusza Malaka

„Tylko ludzie na indeksie, heretycy są coś warci i tylko trudne życie jest dobre” - pisał Zbigniew Herbert do Tadeusza Malaka, aktora i reżysera, realizatora jego tekstów na krakowskich scenach. Wybór z tej korespondencji publikuje najnowszy numer „Sceny”.

mat. Sceny

Tadeusz Malak był jedna z bardziej charakterystycznych postaci krakowskiego środowiska teatralnego. Z wykształcenia ekonomista, zrezygnował z kariery akademickiej, aby poświęcić się scenie. Zasłynął jako twórca spektakli opartych na poezji współczesnej. Na początku 1960 roku w krakowskim Teatrze Rapsodycznym postanowił zrobić przedstawienie na podstawie m.in. na twórczości Zbigniewa Herberta - nawiązał więc korespondencję z poetą. Wybór nieznanych dotąd szerzej listów opublikował właśnie Kwartalnik Kultury i Edukacji Teatralnej "Scena".

Inicjatorem wymiany listów był Tadeusz Malak - z pierwszych odpowiedzi Zbigniewa Herberta bije wyraźna rezerwa. Poetę cieszy zainteresowanie jego dramatem "Drugi pokój", ale pomysł, by połączyć ten tekst z jednoaktówką Stanisława Kowalewskiego "Uśmiech losu" zdecydowanie mu się nie podoba. Razi go też zapewne, że Malak nie zna jego wierszy i prosi nie tylko o wydane tomiki, ale i informacje o utworach z czasopism. Zdecydowany sprzeciw Herberta wywołuje prośba natomiast propozycja Malaka o dopisanie "konferansjerki" do planowanego spektaklu, czyli kwestii scalających oba teksty w jeden seans.

"Co do konferansjerki zgłaszam następujące zastrzeżenia. Sam fakt, że odczuwa Pan jej konieczność świadczy, że spektakl jest jakiś kulawy, że trzeba go podpierać. Mam zapiekły wstręt do lirycznych ornamentów, a także do songów w stylu Brechta, którego nie lubię. Utwór powinien się sam przez się tłumaczyć, a publiczność trzeba zostawić w spokoju. Niech kto chce dłubie w nosie, albo snuje refleksje. Pokazywanie palcem, zmuszanie do wzruszeń i myślenia jest niedelikatnością artystyczną. Myślę, że zgadzamy się co do istoty zagadnienia i tylko fakt połączenia dwu podobnych treściowo utworów zmusza Pana do szukania wybiegów poza tekst – żeby rozładowywać atmosferę, nudę, jednostajność" - pisze Herbert.

Malak pokazuje się w tych listach jako cierpliwy negocjator, niezrażający się początkowym oporem poety. "W sprawie pana interpelacji na moją propozycję konferansjerki zgłaszam małe sprostowanie. Tu nie chodziło o komentowanie czy zszywanie całości. Pewien zasób tradycji, który w teatrze naszym określa styl rapsodyczny oznacza, że zawsze istnieje u nas postać w przedstawieniu, której zadanie polega na trzymaniu przedstawienia, jego prowadzeniu. Jest to o tyle słuszne, że zawsze przypomina publiczności o tym, że akcja jest aranżowana przez aktorów teatru, zwiększa dystans do akcji scenicznej, potęguje umowność" - argumentował.

Herbert potrafił to docenić: "Ma Pan rzadki talent dyskutowania w listach i siłę przekonań. Mówię to bez ironii i podziwiam. Bardzo dobrze się z Panem pisze". W końcu obiecał Malakowi, że, jeżeli ten nie znajdzie odpowiednich tekstów scalających spektakl, poszuka czegoś odpowiedniego w swoich rękopisach czyli, jak to ujął "zagłębiając się w ten haos maczkiem zapisanych karteczek" - cytuje Herberta "Scena", zachowując oryginalną ortografię poety.

Z listów wynika, że mimo wszystkich zastrzeżeń Herbertowi wyraźnie zależy na krakowskim przedstawieniu. Wysyła do Malaka listę osób, które chciałby zaprosić na premierę. Czeka też na recenzje, choć trochę udaje, że mu na nich nie zależy, odgrywając komedię lekceważenia – jego utwory dramatyczne to przecież nie sztuki, tylko "sztuczki" - ale przecież śledzi losy tych "sztuczek" i czeka na ich ocenę. W tej fanfaronadzie nietrudno zauważyć skrywane emocje, które ujawniają się jakby wbrew jego woli. Pisze więc do Malaka o warszawskiej premierze swoich trzech jednoaktówek - "Jaskinia filozofów", "Drugi pokój", "Rekonstrukcja poety" - na scenie Teatru Dramatycznego: "W sobotę 4. II. premiera moich sztuczek, jestem bardzo zdenerwowany".

Warszawska premiera spotkała się z mało entuzjastycznym przyjęciem. Herbert uważał, że to wina braku doświadczenia reżyserek i zaangażowania aktorów. "W Warszawie aktorzy, (z małymi wyjątkami) prostytuują się w różnych szmirowatych budach z telewizją na czele, a teatr traktują jak instytucję dającą ausweiss. Bardzo mam dużo w sobie żółci na ten zawód" - pisał poeta. Wobec warszawskiej klęski asekurancko zaproponował, aby Malak wycofał się z inscenizacji: "Gabinetu śmiechu: nie wiem, czy zamknięty w muszli klasycznego teatru dosłyszy Pan trzask, z jakim moje sztuczki zawaliły się na scenie warszawskiej. Mnie to specjalnie nie obeszło, ale dla Pana powinien być to sygnał. Więc może się Pan jeszcze wycofa (jeśli obdarzony jest Pan instynktem samozachowawczym). Naprawdę nie zdziwiło by mnie to".

Herbert udawał obojętność, ale z listów przebija ambicja nadwrażliwego artysty i odraza do tzw. świata literackiego: "Tu łupią mnie jeszcze za premierę warszawską po prostacku przeważnie i głupio. Staram się nie przejmować i robić swoje ale wie Pan jak to trudno". "Jest mi bardzo przykro, że nie mogę Drogiego Pana podepszeć moralnie, ale proszę mi wierzyć że mój duch (wierzy Pan chyba w duchy) będzie stał za Pana plecami cały czas. Jeśli poniesiemy klęskę, co zawsze jest możliwe (a nawet prawdopodobne) wydaje się, że będzie to przez nadmiar ambicji, a nie przez jej niedostatek. To marne pocieszenie, ale zawsze. Tu łupią mnie jeszcze za premierę warszawską po prostacku przeważnie i głupio. Staram się nie przejmować i robić swoje, ale wie Pan jak to trudno. No więc Drogi Panie Tadeuszu ściskam Pana serdecznie i Good luck to you!" - napisał do Malaka przez krakowską premierą.

Po wystawieniu w Krakowie "Gabinetu…" 18 lutego 1961 roku na deskach Starego Teatru (odbyło się 26 przedstawień) panowie przeszli na "ty" i stali się bardziej otwarci. Herbert nie krył już swojego stosunku do socjalistycznej rzeczywistości i tzw. "środowiska". Na prośbę o tekst angielskiego tłumaczenia "Drugiego pokoju" odpowiedział: "Tylko Stary, jak Ci już tłumaczyłem rzeczywistość jest u nas taka więcej łajdacka. Pytałem w ZAIKS–ie i tłumaczenie to jest już od dawna zaklepane (Babel). Nie wiem czy Cię dopuszczą, bo to banda chamów i chałturników […] Słuchowisko posłane na konkurs radiowy nie dostało ani nagrody, ani nawet wyróżnienia. Nie potrafię pisać tak jak Auderska ani tak jak Fleszarowa". I dalej: "Trzymaj się Stary! Tylko ludzie na indeksie, heretycy są coś warci i tylko trudne życie jest dobre".

Korespondencja między Tadeuszem Malakiem i Zbigniewem Herbertem zaczęła się w roku 1960, ostatnie listy napisał Malak we wrześniu i październiku 1997 roku – do Katarzyny Herbertowej, bo już dużo wcześniej ona odpisywała - a nie coraz bardziej chory poeta. Zachowany zbiór obejmuje około stu listów (około, bo w kilku przypadkach przypisanie "gatunkowe" tekstu budzi wątpliwości), zachowało się też 6 kart pocztowych. Z tej całości do publikacji w "Scenie" wybrano listy z lat 1960-61, uzupełnione dwoma z roku 1966, w sumie jest to 21 listów – 9 autorstwa Malaka i 12 Herberta.

Ekonomista i nauczyciel akademicki Tadeusz Malak zrezygnował z kończenia doktoratu z historii gospodarczej, by w 1957 r. zostać członkiem zespołu krakowskiego Teatru Rapsodycznego. W 1960 r. przygotował program złożony z poezji współczesnej "List do ludożerców" - był autorem scenariusza, reżyserem i aktorem. Premiera "Gabinetu śmiechu" na podstawie "Drugiego pokoju" Zbigniewa Herberta i "Uśmiechu losu" – słuchowiska Stanisława Kowalewskiego odbyła się 18 lutego 1961 r. "Tokowi epickiej opowieści chciałem przeciwstawić dramatyczne, zmienne pulsowanie liryki, sztuki, która oprócz wielu innych zalet posiada jedną podstawową: zdolność zaskakiwania. Postawiłem sobie pytanie: jakim językiem powinien posłużyć się aktor, aby i on mógł być dla widza ustawiczną niespodzianką" – wyjaśnił po latach Malak. Jedynym elementem scenograficznym było krzywe zwierciadło, jako znak nieodgadnionej tajemnicy i niepewności losu.

Malak przekonał do siebie Herberta, który niedługo po wymianie pierwszych listów przysłał mu poetycki dramat "Rekonstrukcja poety". Od lat 60. Tadeusz Malak zaczął samodzielnie tworzyć teatr jednego aktora i teatr małych form. Po odejściu z Teatru Rapsodycznego (1963), zagraniu blisko 20 ról na scenach krakowskich i wyreżyserowaniu kilku programów, postanowił zmierzyć się z esejem Herberta "Obrona Templariuszy". Premiera monodramu odbyła się 14 września 1970 roku w Zakładowym Domu Kultury Huty w Nowej Hucie. W 1981 r. w Starym Teatrze odbyła się premiera "Powrotu Pana Cogito", rok później - "Jaskini filozofów" (dramat Herberta z 1956 roku o trzech ostatnich dniach z życia Sokratesa). W trzy lata po śmierci Herberta Malak wystawił "Przyjaciele odchodzą. Przesłanie z ostatniego peronu Wszechświata" (15 grudnia 2001 r.).

Wybór korespondencji Zbigniewa Herberta i Tadeusza Malaka ukazał się w "Scenie" opatrzony esejami Katarzyny Flader-Rzeszowskiej oraz Krzysztofa Mrowcewicza. Korespondencję Tadeusza Malaka i Zbigniewa Herberta do druku podał Lech Śliwonik.

Źródło:

PAP