Dla polskiej pantomimy, która niegdyś była naszą wizytówką na świecie, nastały czasy posuchy. Rozpoczynający się dziś [18 sierpnia] warszawski festiwal mimu ma pokazać, że warto zadbać o odrodzenie tej sztuki.
Pół wieku od założenia słynnego Teatru Pantomimy Henryka Tomaszewskiego, teatr, "w którym się nie mówi", staje się powoli teatrem, "o którym się nie mówi". Wielkie tradycje nie znajdują u nas wielkich kontynuatorów, przez co widzowie coraz rzadziej mają okazję przekonać się, jak atrakcyjny może być teatr ruchu i milczenia. Jedna z niewielu technik, w której polscy artyści nie byli naśladowcami, lecz cenionymi na świecie prekursorami (wrocławski Teatr Pantomimy zdobywał nagrody na międzynarodowych konkursach w Berlinie Zachodnim, Edynburgu, Paryżu, Pradze, Wenezueli), nie wzbudza już tak ogromnych emocji, nie skupia na sobie zainteresowania mediów. Szansą na odrodzenie zainteresowania pantomimą jest jedyny w Polsce Międzynarodowy Festiwal Sztuki Mimu w Warszawie. Już szósty raz do Teatru na Woli zjadą się artyści z Europy. Do stałych gości z Francji i Rosji dołączą w tym roku po raz pierwszy grupy z Hiszpanii i z Czech. Francuski Teatr