Do "Zbrodni i kary" zabrał się Waldemar Śmigasiewicz i w niedzielny wieczór na deskach Dużej Sceny Teatru Powszechnego obejrzymy efekty jego przemyśleń.
Kilka lat temu teatrolodzy z Uniwersytetu w Nowym Jorku obliczyli, że co roku na świecie dokonuje się blisko trzystu przeróżnych inscenizacji "Zbrodni i kary" Fiodora Dostojewskiego. Czasami zdumiewających: w konwencji melodramatu, krwistej kryminalnej sensacji lub genderowego wykładu filozofii feministycznej. Za bary z dramatem Dostojewskiego biorą się szacowne sceny, objazdowe trupy, studenckie teatrzyki. Co znaczy, że etyczny niepokój, emanujący z tekstu Rosjanina, wciąż działa na ludzką wyobraźnię. Teraz do "Zbrodni i kary" zabrał się Waldemar Śmigasiewicz i w niedzielny wieczór na deskach Dużej Sceny Teatru Powszechnego obejrzymy efekty jego przemyśleń. Reżyser przez kilka ostatnich lat zajmował się różnymi pomysłami: w reporterskim stylu zrealizował "Kieszonkowy atlas kobiet" Sylwii Chutnik (2009), a także "Proces" Franza Kafki, tym ciekawszy, że dziejący się na plaży w Orłowie (2009). Warszawskie spotkanie z Dostojewskim nie jest jego pier