Przez tyle lat trąbiono o rzekomym formalizmie "Łaźni", że wychodząc z Teatru Nowego w Łodzi czujemy się jak wyrwani z drzemki, do której nas kołysali monotoniści rzekomego realizmu. Jakiż to formalizm? To sztuka chłoszcząca ponurych tępaków i złośliwych durniów, lizusów, frazesowiczów, asekurantów, ignorantów, którzy swym bezmyślnym "urzędoleniem" rzucają nam kłody pod nogi! Sztuka, która walczy z najcięższą chorobą społeczeństwa budującego socjalizm - z gangreną biurokracji! Jakże można było przez tyle lat głosić prymat polityki w sztuce i, zarazem, odwracać się od sztuki - jakby powiedział Tuwim - bardzo politycznej? A przy tym - "Łaźnia" nie jest satyrą gorzką, złośliwą. Jest budująca, pełna wiary w siły moralne społeczeństwa, które potrafi zmieść z powierzchni życia pleśń urzędniczą, idącą od góry ale nie w górę. To satyra wspaniała, radosna, podnosząca na duchu. Nie znam sztuki współcz
Tytuł oryginalny
Warszawa potrzebuje Łaźni
Źródło:
Materiał nadesłany
Teatr Nr 4