Dziękuję Jankowi Englertowi, dyrektorowi Teatru Narodowego, który wyjął mnie z szafy, otrzepał z naftaliny, kopnął i wypchnął na scenę - mówił Andrzej Łapicki, odbierając Feliksa za drugoplanową rolę w spektaklu "Iwanow". Debiutował w łódzkim Teatrze Wojska Polskiego, ale to w Narodowym świętować będzie 65-lecie swojej scenicznej pracy.
Obchody nie będą huczne, za to rozłożone na dwa wieczory. W piątek w foyer Teatru Narodowego odbędzie się wernisaż wystawy przypominającej najważniejsze dokonania Łapickiego jako aktora i reżysera. Zaś 2 marca, wyjdzie on na scenę jako Szambelan w "Iwanowie". Spektakl jest otwarty dla publiczności, sprzedaż biletów już ruszyła. Łapicki zdecydował się zagrać po latach teatralnej emerytury. - Wykonałem numer, który może posłużyć jako przykład przyszłym pokoleniom. Jeżeli nie jesteś zadowolony z tego, co robisz, przestań występować. 12 lat nie grał, potem wróci i wtedy każdy powie: nie, on wcale nie był taki kiepski, jak myślałem. To jest moja recepta na sukces - zwierzał się w rozmowie z Michałem Smolisem, który teraz przygotował wystawę. O tym, że nigdy nie był "taki kiepski", przekonać się można, oglądając uwiecznione na zdjęciach najlepsze jego role, m.in. w "Miesiącu na wsi" Turgieniewa i Arnolfa w "Szkole żon "Moliera.