Jest jedną z najtrudniejszych form teatralnych. Szczególnym egzaminem aktorskim zdawanym tylko przez największych. A jednak za monodram wciąż bierze się sporo straceńców.
Spektakl jednego aktora, jeśli gra w nim Jerzy Stuhr ("Kontrabasista"), Teresa Budzisz-Krzyżanowska ("Promethidion") czy Bronisław Wrocławski ("Seks, prochy i rock and roll") przeradza się zwykle w przejmujący, intymny seans. Monodramy nie cieszą się jednak specjalnym wzięciem u publiczności i są postrachem osób odpowiedzialnych w teatrach za promocję. Zdarza się nawet, że prosząc dziennikarza o zapowiedź takiego spektaklu, sugerują, by nie pisać, że to monodram, bo słowo to działa na widza odpychająco. Ostra selekcja Miłośnicy kameralnych, skoncentrowanych na słowie i aktorze, przedstawień spotykają się za to w Starej Prochowni, gdzie przez trzy dni mogą zobaczyć niemal wszystkie nowe, grane w Polsce monodramy. - Braliśmy pod uwagę ok. 90 proc. tego, co wystawia się w kraju - mówi Adam Sajnuk, organizator Ogólnopolskiego Przeglądu Monodramu Współczesnego. - Nie przyjmowaliśmy zgłoszeń tylko od jakichś amatorskich teatrzyków z Pipidów