Słynny dyrygent poprowadził wczoraj pierwsze przedstawienie w Operze Narodowej. Oby nie było też ostatnie.
Nawet tak wielka indywidualność jak Valery Giergiev nie sprawi jednak, że z tych samych składników, z jakich przyrządza się codzienne spektakle "Damy pikowej" na warszawskiej scenie, powstanie nowa jakość na światowym poziomie. Nie jest zatem w stanie nic poradzić na to, że tenor Viktor Lutsiuk (Herman) śpiewa nieczysto, rozpaczliwie szukając właściwego dźwięku. Sopran Lady Biriucov (Liza) w górnych partiach brzmi zaś płasko, a artystka zamiast nadać bohaterce dramatyzmu krzyczy na widzów. A i sam Valery Giergiev po jednej próbie nie poprowadzi solistów tak, by w ważnej scenie ansamblowej I aktu wszyscy śpiewali równo, a ich głosy zestroiły się wzajemnie. Valery Giergiev wczorajszego wieczoru niemal nie patrzył na scenę. Może zdawał sobie sprawę, że tam niczego już nie naprawi? Skupił się na orkiestrze i dokonał w niej cudownej przemiany. Zespół, który w ostatnich sezonach dostawał się w przypadkowe ręce, udowodnił, że składa si�