Z Maciejem "Maćko Korbą" Cierlińskim rozmawia Marcin Flint. W piątek i sobotę na Cyplu Czerniakowskim usłyszymy, co potrafi wirtuoz liry korbowej, towarzyszyć będzie teatrowi tańca mufmi. Życie Warszawy rozmawia z nim o Festiwalu Sztuki Otwartej Wisłostrada, ale też o zgrzytających mechanizmach, demonizmie Syrenki i spodziewanych niespodziankach.
Przemierzyłeś wiele muzycznych gatunków. Na Festiwalu Wisłostrada, gdzie reggae wymiesza się z techno, hip-hopem i drum'n'bassem, powinieneś się czuć jak ryba w wodzie... Maćko Korba: Raczej jak syrenka w Wiśle. Owszem, podoba mi się, że na festiwalu znajdzie się wiele wątków etnicznych, związanych z muzyką nowoczesną. Rzeczywiście pasuje to idealnie do tego, co robimy. Da się to jakoś zaszufladkować? - Tak, ale raczej pod kątem muzyki współczesnej. Po prostu bardziej interesuje nas aktualizowanie tradycji, a nie wierne odtwarzanie jej. Podczas Wisłostrady zaprezentujesz się w dwóch projektach. Village Kolektiv zajmuje się właśnie aktualizowaniem tradycji. Łączenie bułgarskich czy kurpiowskich melodii z nowoczesnymi brzmieniami, electro i drum'n'bassem nie jest chyba łatwe? - Ale i nie jest trudne. Na przykład na pomysł wplatania motywów bułgarskich wpadła Weronika Kołacińska. Jest on realizowany bez specjalnych wysiłków. U nas