EN

29.12.2008 Wersja do druku

Warszawa. Bregović - koniec legendy?

Bregović wystąpił w Sali Kongresowej wraz ze swoją Orkiestrą Weselno-Pogrzebową, która owszem fajnie grała na trąbkach, saksofonie i wielkim bębnie, szkoda tylko, że tak mało.

Goran Bregović nie jest muzykiem z mojej bajki, ale któż nie pamięta jego ścieżki dźwiękowej do "Królowej Margot", kto nie dał się porwać zmysłowym, pulsującym życiem rytmom "Kałasznikowa" z "Undergroundu"? Znajomy ostrzegał, że muzyk robi ostatnio rzeczy nieciekawe i poniżej krytyki. Mimo to wybrałam się w sobotę do Sali Kongresowej na "Karmen (z happy endem)" - widowisko firmowane nazwiskiem Bregovicia. W końcu Bregović to filmowa legenda lat 90., do spółki ze swoim krajanem Emirem Kusturicą. Najtańszy bilet - 60 złotych, najdroższy - bagatela - 250. Tylko za co? Tak kiczowatego i grafomańskiego produktu, reklamowanego zresztą jako opera skomponowana przez Bregovicia na motywach słynnej "Carmen" Bizeta, dawno nie widziałam. Przez pierwszą godzinę człowiek myśli, że kompan Kusturicy wynalazł nowy gatunek sceniczny - operę bez muzyki (bo operę bez akcji już wymyślono). Potem żałuje, że w ogóle taka "opera" powstała i marzy o wycisz

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Tytuł oryginalny

Bregović - koniec legendy?

Źródło:

Materiał nadesłany

Gazeta Wyborcza - Stołeczna nr 302

Autor:

Anna S. Dębowska

Data:

29.12.2008