Alicja Węgorzewska w operze była Cyganką Carmen i Orfeuszem. Oceniała uczestników telewizyjnej "Bitwy na głosy", w czwartek zaś zadebiutuje na scenie dramatycznej w "Diva fot Rent" w Teatrze Polonia.
A potem zbuduje szkołę w Wilanowie. Z Alicją Węgorzewską rozmawia Jacek Marczyński. Autor "Diva for rent" Jerzy Snakowski namawiał panią na zwierzenia, by wykorzystać je w tekście? Alicja Węgorzewska: Oczywiście. Są tam moje wspomnienia o sukniach, w których występuję, o walizkach, z którymi się nie rozstaję. Z reżyserem Jerzym Bończakiem chcieliśmy zrobić spektakl śmieszno-refleksyjny, zdzierający ze śpiewaczki nimb diwy, pokazujący życie z dala od domu. Na przykład te najgorsze sytuacje po premierze, kiedy adrenalina opada. Schodzę ze sceny, siadam samotnie w hotelowej restauracji i często bywam narażona na sytuację, że nieznani faceci chcą mi zaproponować drinka. Kobiecie jest znacznie trudniej śpiewać w operze niż mężczyźnie. To wy jednak jesteście bardziej wielbione, a nie faceci. - Nie mezzosoprany. Nam przypadają role trucicielek, matek, starych Cyganek. Oczywiście fajnie jest być Carmen, Dalilą, Olgą. Ale po iluś realizacja