Od tygodnia cała Polska żyje problemami aktorów warszawskiego Teatru Bajka. Takie gwiazdy jak Katarzyna Skrzynecka (40 l.), Renata Dancewicz (42 l.) czy Karol Strasburger (64 l.) od wielu miesięcy nie otrzymują pensji za swoją pracę na scenie. Nie mogąc dogadać się z Grzegorzem Biskupskim (40 l.), prezesem spółki Teatr Bajka Sp. z o.o., postanowili sami wziąć sprawy w swoje ręce.
- W sądach toczyło się lub toczy 56 spraw z udziałem Teatru Bajka. Siedem spraw dotyczy kwot od 70 tys. wzwyż - powiedział "Super Expressowi" Maciej Gieros z sekcji prasowej Sądu Okręgowego w Warszawie. Nietrudno więc policzyć, że żądania mogą sięgać nawet miliona złotych. Aktorzy są wściekli, bo prezes Biskupski od jakiegoś czasu unika rozmowy z nimi, tak samo jak z mediami. Nam jednak udało się porozmawiać z pełnomocnikiem teatru, radcą prawnym Michałem Brachem. - Pan Biskupski nie ukradł pieniędzy i nie uciekł z nimi. Powstały zaległości finansowe. Utrzymanie teatru niesie za sobą koszty. Pieniądze np. z biletów szły właśnie na utrzymanie teatru, ale nie znam dokładnych rozliczeń. Na pewno trafiały one na konto spółki i nie zostały wykorzystane przez pana Biskupskiego na cele prywatne - stwierdza pełnomocnik Brach. Jednak pokrzywdzeni artyści nie chcą już słuchać jakichkolwiek tłumaczeń. Pierwszy do sądu udał się Jerzy