Krzysztof Warlikowski zadebiutował w Londynie, a publiczność wydała się nieco zdezorientowana - o premierze opery "Z domu umarłych" w Covent Garden pisze Jacek Marczyński w Rzeczpospolitej.
To wszakże tylko po części można uznać za sprawę samego reżysera, ponieważ środowa premiera w londyńskiej Covent Garden jest znacznie bardziej skomplikowana. Po raz pierwszy w szacownym przybytku brytyjskiej Opery Królewskiej zagościł nie tylko polski reżyser, ale i samo dzieło - "Z domu umarłych" Leoša Janáčka - chyba jeszcze bardziej niezwykłe niż teatr, jaki konsekwentnie kreuje Krzysztof Warlikowski. W latach 20. ubiegłego stulecia, a więc u schyłku życia, Leoš Janáček zainteresował się powieścią, a właściwie reportażem Fiodora Dostojewskiego, w którym opisał on lata spędzone na zesłaniu. Tak powstała jedyna w swoim rodzaju "opera więzienna", bez wyrazistej akcji, będąca obrazem losu jednostek w sytuacji życia w przymusie. "Z domu umarłych" to muzycznie i dramaturgicznie utwór wyjątkowy, zaliczany do najważniejszych oper XX wieku. Nie zmienia to faktu, że nie gości zbyt często na scenach, nigdy nie był wcześniej w Covent Garde