"Miłość na Madagaskarze" Petera Turriniego to doskonała tragikomedia. Całą akcję dramatyczną budują tu błyskotliwe kontrapunkty raptowne zmiany tonacji. Równocześnie jest to sztuka melancholijna, pełna sentymentalnej refleksji nad człowiekiem "nieprzystosowanym". Słowem, materiał wybitnie teatralny: dynamiczny atrakcyjny inscenizacyjnie, obfitujący w ciekawe, wielowymiarowe postaci. Głęboki, ale bez natrętnej egzaltacji. Daleki od kina familijnego, a jednak ciepły. Z "Miłością na Madagaskarze" Zbigniewa {#os#5967}Brzozy{/#} sprawa nie jest jednak już tak oczywista. W zasadzie bowiem jest to spektakl nieudany. Tyle że z zaznaczeniem pewnego "ale", które czyni zeń rzecz godną polecenia. Samolot na sznurku Najpierw jednak przedstawmy główne zarzuty. Po pierwsze nuda. Brzoza zatracił gdzieś całą dialektykę tekstu Turriniego, budującą dynamikę tekstu. Gros sytuacji komicznych zostało tutaj kompletnie "puszczonych", jakby
Tytuł oryginalny
Wariacje reżysera Brzozy
Źródło:
Materiał nadesłany
Dzień Dobry Nr 12