"Fedra" w reż. Michała Zadary w Starym Teatrze w Krakowie. Pisze Joanna Targoń w Gazecie Wyborczej - Kraków.
Jak dziś pokazać tragedię Racine'a, jak nasycić współczesną wrażliwością tę rygorystyczną formę, tak z pozoru niepasującą do obecnego teatru? U Racine'a wszystko rozgrywa się w słowach. Jak pisał cytowany w programie Roland Barthes, język jest jedynym porządkiem jego tragedii. "W tragedii się nigdy nie umiera, ponieważ zawsze się przemawia. I na odwrót - dla bohatera zejść ze sceny, to tak czy inaczej umrzeć". Scena w "Fedrze" Michała Zadary cała jest wyścielona połyskliwą lustrzaną folią, zagarniającą też jedną ze ścian otaczających widownię. Boczne ściany ustawione pod ostrym kątem tworzą w głębi tunel. Ta przestrzeń - która dzięki światłu może być biało-srebrna, błękitnawa, złota - jest klaustrofobiczna, sama w sobie się odbijająca, samowystarczalna. I abstrakcyjna, daleka od jakiegokolwiek realizmu. Tak jak cały spektakl. Zadara podchodzi do tragedii Racine'a z ciekawością i fascynacją. Fascynuje go ona w całości: