"Helmucik" to sceniczny show na temat zła. Zatem nic nowego ani innego nie mówi na ten temat Niewątpliwie aktorzy odnaleźli w tej sztuce osobliwe charaktery do sportretowania i uczynili to z dobrym skutkiem
Ten spektakl zapowiadano jako metaforę zła opartą na kanwie historii. W 1940 r. w niemieckim Hadamar zaczęła się masowa zagłada osób niewartych życia. W ciągu niespełna roku w tamtejszym szpitalu psychiatrycznym zgładzono ponad 10 tys. kobiet, mężczyzn i dzieci. Gazowano ich tlenkiem węgla lub truto lekarstwami. Niewartych życia wybierali lekarze. W oparciu o takie fakty Ingmar Villqist skonstruował dramatyczną anegdotę, mającą ponoć wiele wspólnego ze współczesnością przemocy i strachu - jak zapowiadano. Artyści i publicyści żonglują ostatnio wręcz tymi tematami, często podpierając się 11 września niczym paragrafem 22 Hellera. Dzień 11 września stał się już taką figurą retoryczną, nadużywanym wytrychem, uzasadniającym pokazywanie obrazów przemocy w imię tropienia jej źródeł. Przed premierą "Helmucika" na poznańskiej Malcie reżyser Paweł Łysak wyznawał: - Villqist zapytał mnie: Czy bał się pan kiedyś naprawdę?- Bałem się.