Mówi się, że w łódzkim Teatrze Studyjnym straszy - zwracam się do reżysera Marka Mokrowieckiego. - I to za pańską sprawą, wszak podobno zawarł pan pakt z księciem wampirów, realizując polską prapremierę teatralną "Draculi" Stockera. Ta XIX-wieczna powieść angielska spowodowała ogromną falę "draculizmu" w literaturze i kinie. Natomiast teatr - jak dotąd - jakoś nie dawał się wysysać wampirom. - W teatrze nikt się nie boi - jak wiadomo - najlepszą bronią przeciw wampirom jest czosnek, a my go mamy. Czyżby śniły się panu nietoperze? Skąd ten pomysł z "Draculą"? - Wampiry chodziły za mną od paru lat. Już dawno chciałem zrealizować ten temat. Myślę, że wzięło się to jeszcze z jakichś lęków dzieciństwa. Ja się i dziś czasami boje czegoś bliżej nie określonego. Wydaje mi się, że człowiek zawsze ulegał pewnym irracjonaliom, których się bał i które go zarazem fascynowały. Zresztą, w każdym z nas tkwi przeci
Tytuł oryginalny
Wampiry w teatrze
Źródło:
Materiał nadesłany
Życie Warszawy nr 238