- Dostałem w sumie 120 tys., do tego mamy jakieś tam nasze środki, ale w przypadku międzynarodowej imprezy jest to naprawdę kwota zbyt mała. Po raz pierwszy nie dał nam ani złotówki Urząd Marszałkowski Województwa Małopolskiego. A może my już nie jesteśmy imprezą modną w tym mieście; w końcu jak możemy być modni, jak robimy to już po raz dziewiętnasty? - mówi Jerzy Zoń, dyrektor Międzynarodowego Festiwalu Teatrów Ulicznych w Krakowie.
Wacław Krupiński: W tym roku do nazwy festiwalu dodany jest tytuł - "Godzina, w której nie wiedzieliśmy nic o sobie nawzajem", odnoszący się do widowiska, które będzie powstawać w trakcie czterech dni festiwalu. Skąd taki pomysł? Jerzy Zoń: Trochę z biedy. Nasz festiwal, nad czym ubolewam, w porównaniu do podobnych imprez krajowych, że już o zagranicznych nie wspomnę, nie ma środków, by być przeglądem najlepszych spektakli ulicznych, jakie powstały w ostatnim czasie. Są to bowiem realizacje często drogie. Szukałem zatem - częściowo z konieczności, częściowo chcąc odróżnić nasz festiwal od innych - atrakcyjnego pomysłu, który pozwoli ukazać magię miejsca, jakim jest Rynek Główny. By mógł on zaistnieć jako scena dziwna, magiczna, bajeczna. A tak się jeszcze składa, że tekst sztuki, służącej za kanwę widowiska, został napisany przez Petera Handkego, który siedział na tarasie małego miasta we Włoszech i opisywał postaci, które widz