Bardzo trudny temat mógł zostać zrealizowany tylko, gdy granica między fikcją a rzeczywistością uległa niedostrzegalnemu zamazaniu. Krystianowi Lupie to się udało. Korzeniak stała się dla nas Marilyn, a Marilyn Sandrą Korzeniak. Spektakl zaś okazał się kolejnym w przypadku tego reżysera dziełem wybitnym - o spektaklu "Persona. Tryptyk. Marylin" w reż. Krystiana Lupy w Teatrze Dramatycznym w Warszawie pisze Jakub Papuczys z Nowej Siły Krytycznej.
Krystian Lupa od czasu "Kalkwerku", który premierę miał w 1992 roku przeszedł długą artystyczną drogę. Robił spektakle w precyzyjnie wypracowanym stylu, jednocześnie nieustannie eksperymentując i poszukując. Próbował przezwyciężać wszelkie schematy i kategorie, także te wypracowane przez siebie. W twórczy sposób wędrował między różnymi, czasem bardzo od siebie odrębnymi biegunami. Każdym następnym dziełem wprowadzał do swojej teatralnej estetyki coś świeżego. Uważnie wybierał te elementy, które jego styl wzbogacają, inspirują go i włączał je do kolejnych spektakli. W tej drodze bardzo ważnym punktem była jego poprzednia praca, czyli "Factory 2". Dlatego też "Personę. Tryptyk/Marilyn" uważam za najdoskonalszy dotychczas spektakl tego artysty. Nieprzypadkowo przywołałem "Kalkwerk". On też był wynikiem długiej drogi, rezultatem wieloletniego procesu kształtowania się osobowości reżysera. Stanowił mocny punkt, dzięki któremu osią