"Król Lear" w reż. Jacquesa Lassalle'a w Teatrze Polskim w Warszawie. Pisze Aneta Kyzioł w Polityce.
W programie do swojego "Króla Leara" francuski reżyser Jacques Lassalle tłumaczy, że "łącznie z antraktem przedstawienie nie powinno trwać dłużej niż trzy godziny" bo jest skierowane, jak za czasów autora, "do szerokiej publiczności, jednocześnie wyrafinowanej i prymitywnej": "Byłoby z naszej strony zuchwałością sądzić, że publiczność ta jest do naszej pełnej dyspozycji, bez ograniczenia czasem czy zmęczeniem". Po oddaniu programu do druku reżyser musiał jednak zmienić zdanie, bo spektakl trwa cztery godziny. Te bonusowe 60 minut zajmuje głównie burza (wideo), przemarsze wojsk na tle horyzontu (chmury wideo), orszak żałobny i walka na miecze. Oraz, rzecz jasna, rutynowe w Polskim celebrowanie przez aktorów każdego gestu i słowa. Wiele scen jest do zniesienia głównie dzięki wnoszącemu trochę dystansu i humoru Błaznowi w świetnym wykonaniu Jarosława Gajewskiego. Gdyby reżyser pozostał przy trzech godzinach, może nie trzeba byłoby wyciągać