Wittgenstein jest niewątpliwie więźniem swojego geniuszu. Bada charakter języka, ale utracił umiejętność posługiwania się nim na poziomie najbardziej podstawowym - o "Traktacie" w reż. Gabriela Gietzky'ego we Wrocławskim Teatrze Współczesnym pisze Marta Bryś z Nowej Siły Krytycznej.
Jeszcze do niedawna miałam wątpliwości, czy kumulacja pewnych tematów, które moim zdaniem uporczywie w teatrze się pojawiają, jest przypadkowa. Powoli zaczynam nabierać pewności, że podwójna moralność aktora, niemoc artystyczna, próba komunikacji ze światem poprzez dzieło sztuki to ważny kierunek myślenia współczesnych artystów teatralnych. Trudno nie odmówić Gabrielowi Gietzky'emu odwagi zrealizowania spektaklu o Ludwigu Wittgensteinie, szczególnie, że scenariusz oparł na tezach teoretycznych filozofii, zawartej w "Traktacie". Jednak jego spojrzenie na filozofa nie jest skróconą biografią. To oryginalne spojrzenie na twórczość i jej fundamenty. Wittgenstein myślał o niepodważalnych zasadach porządkujących relacje między językiem i rzeczywistością. Gietzky myśli o Wittgesteinie, jako o postaci opętanej myśleniem, zagubionej, niedojrzałej. Wittgenstein myślał o wzorach, które naukowo potwierdzą jego tok myślenia. Gietzky myśli, co w ty