Jest coś pociągającego, świeżego w tej jeszcze jednej formie teatru- wyrażającej się w powrocie do jego źródeł, spełniającej się w ocalaniu słowa, niknącego zbyt często pośród tak wielu warstw nowoczesnego przedstawienia. Ocalenie, i oczyszczenie słowa. Ocalenie i oczyszczenie aktora który samotnie staje przed widownią, dyskretnie wspomagany, przez światło, dźwięk, oszczędny rekwizyt. Odczuwana potrzeba ściszenia, intymności sztuki, sprawdzenia nośności treściowej słowa, sugestywności jego przekazu przez aktora - w tym bezpośrednim starciu widza i aktora decyduje o powodzeniu monodramu. Powstają więc "teatry jednego aktora", wśród których dzieło Danuty Michałowskiej jest - jak dotąd - jedyne i niepowtarzalne. Niepodobna przeoczyć prób innych, jak choćby zbyt mało znanego teatru Kariny Waśkiewicz z Białegostoku. Na tym tle tym ciekawsze wydaje się spotkanie ze zjawiskiem niemającym charakteru instytucjonalnego. Myśl�
Źródło:
Materiał nadesłany
Kierunki nr 46