"Tango" w reż. Piotra Waligórskiego w Teatrze Bagatela w Krakowie. Pisze Łukasz Drewniak w Dzienniku Gazecie Prawnej, dodatku Kultura.
Młody krakowski reżyser Piotr Waligórski zmasakrował "Tango", wyciągnął z niego jedną sytuację i nadmuchał jak balon. Nie był wierny mistrzowi, ale odnalazł w jego sztuce stale obecny, fascynujący ton. Najnowszego przedstawienia Waligórskiego, podobnie jak kilku wcześniejszych, nie da się oglądać bez męki. Nie dzieje się nic ważnego, wszystko, na co patrzymy, trwa za długo, słowa padają za rzadko i na próżno. Nuda, ale czas przecieka przez palce inaczej niż w teatrze Krystiana Lupy, bo bez tajemnicy, bez metafizycznego zaplecza, bez zakochania w ludziach. U Waligórskiego bohaterowie są demonstracyjnie nieciekawi. Piją, jedzą, siedzą obok siebie bez sensu, bez nadziei. Jednak trudno ukryć, że te pozornie puste obrazy zostają w widzu. Bo teatr Waligórskiego działa z opóźnieniem - powolutku, kilka godzin po seansie zaczynamy rozumieć jego podskórną intensywność, rytm montażu, ostentacyjną aspołeczność przesłania. Wybory repertuarowe