Jeśli ktokolwiek zasłużył na miano człowieka orkiestry, to tym kimś był Waldemar Ochnia. Ten skromny, nieśmiało uśmiechnięty człowiek był gigantem sztuki parodii, zdolnym imitować każdy głos - artystę wspomina Marcin Wolski w Gazecie Polskiej.
Pod warunkiem że ten był wystarczająco charakterystyczny, choć geniusz aktorski pozwalał Ochni wynaleźć ową charakterystyczność nawet u kogoś, kto na pierwszy rzut ucha wydawał się szary i przeciętny. Nieraz kiedy zdarzało mi się odebrać telefon od jakiegoś polityka, zaczynałem rozmowę słowami: "Waldek, nie wygłupiaj się!", i dopiero po chwili orientowałem się, że mam do czynienia z oryginałem. Talent urodzonego w Radomiu artysty mógł zabłysnąć w pełni, gdy spadły okowy cenzury, a nie pojawiły się nowe - poprawności politycznej. W "Polskim Zoo" był niezastąpiony - dawał głos Wałęsie i Niesiołowskiemu, Michnikowi i Kuroniowi, Olszewskiemu i Oleksemu, Hallowi i Rewińskiemu. Często kiedy głos dla kukiełki już się utrwalił, odstępował gotowy schemat komuś innemu, samemu biorąc się za nową, trudniejsza postać. Umiał bowiem jak nikt uchwycić i timbre, i tempo, i charakter człowieka. Był znakomitym odtwórcą, ale i twórcą, ma�