- Zapamiętam na zawsze żołnierza, który przeszedł z bronią na polską stronę i na oczach wszystkich się zastrzelił. A jedyne, co przed śmiercią powtarzał, to: "Ludzie, pamiętajcie o mnie". I to pojedynczym Rosjanom palę świeczki od lat. Z takich samych pobudek - przyglądania się Rosjanom nie jako tłumowi, ale poszczególnym losom ludzkim - powstała "Mała Moskwa" - mówi reżyser Waldemar Krzystek
Magda Piekarska: Weźmie Pan udział w akcji palenia świeczek radzieckim żołnierzom pochowanym w Polsce? Waldemar Krzystek: A dlaczego właśnie teraz ma się odbywać wielka akcja w błysku fleszy? To gest pojednania, odpowiedź na współczującą wobec Polaków postawę Rosjan po tragedii pod Smoleńskiem. - Ale czy coś się zmieniło, jeśli chodzi o naszą ocenę tych żołnierzy, leżących na naszych cmentarzach? Moim zdaniem nic. Poza tym, nie lubię takich akcji. Za PRL-u był przymus obchodów Dnia Zwycięstwa, były capsztyki z okazji rocznicy Rewolucji Październikowej. Wszystko oparte na fałszu, udawaniu miłości i szacunku, po to, żeby nie mówić prawdy. I jeśli chodzi o powrót do tej prawdy, dla mnie większy sens ma to, czego w dzieciństwie nauczyła mnie mama. Kiedy chodziliśmy na grób mojej siostry Ewy, prosiła, żebyśmy uprzątnęli inny grób rosyjskiego dziecka. Nimi nikt się nie opiekował, rodzice już od dawna byli tysiące kilometró