Jak słusznie zauważył Brecht: rozrywka jest najpoważniejszą rzeczą w teatrze - pisze w dzisiejszym felietonie Michał Zadara.
Mimo tego, że wszyscy czytaliśmy książkę Pawła Mościckiego, to polityczność naszych spektakli póki co kończy się na krawędzi sceny - najwyżej czasami się jeszcze rozlewa na działy kultury gazet i tygodników. Umiemy mówić politycznie i społecznie, i to mówienie bywa mądre - ale polityczne treści zostają po tamtej stronie sceny. Nigdy nie stają się polityką. W tym sensie nie ma różnicy, czy w teatrze jest grany Szekspir, czy Brecht, czy nowa sztuka zaangażowanego autora - treści i tak nie wydostają się z pudełka. Na premierze gratulujemy sobie wrażliwości społecznej. Jeśli potem na spektakl nikt nie przychodzi, to jest to wina głupich widzów, którzy wolą iść na musical, i nie rozumieją prawdziwego teatru. Jeżeli na poważnie bierzemy zaangażowanie teatru w życie społeczeństwa - a jest wiele takich, co mówią, że biorą - to musimy się skupić na społeczeństwie, i na tym, co ten widz z naszego społeczeństwa chce w teatrze