W pierwszych dniach maja na Wałbrzych spadł śnieg - pisze w felietonie dla e-teatru Witold Mrozek
Od razu pokazały to telewizje i portale, w których królowały ostatnio na przemian biała sutanna i biała suknia ślubna, gronostaje książąt Kościoła i gronostaje panującej nad Albionem dynastii sasko-koburskiej. Obok królewskiego spektaklu radości Brytyjczyków i - równie monarchicznego - spektaklu radości Watykańczyków i Polaków, znalazło się też miejsce dla iście demokratycznego spektaklu radości Amerykanów, tańczących wokół zwłok Osamy ben Ladena. Zamiast wynosić zmarłego na złote ołtarze czy czcić przegniłe instytucje zdychającej monarchii - dla niepoznaki okrytej ślubnym welonem - mieszkańcy ojczyzny wolności po prostu fetują świeżego trupa. Zdrowy plemienny odruch, bez feudalnej nadbudowy właściwej spadkobiercom Imperium Brytyjskiego czy dzieciom kontrreformacji. Pełna śmierci jest ta wiosna. Trudno się dziwić, że pada śnieg. W Wałbrzychu stała się ostatnio jednak rzecz jeszcze rzadsza, niż majowe śniegi. Sąd Rzeczpospoli