- Dla GRZEGORZEWSKIEGO, prymitywnie nazywając, szalenie ważne było tworzenie pauz - był wirtuozem pod tym względem. Słowo traktował ze względu na jego brzmienie, a więc znaczenie. Chodziło o wytworzenie przestrzeni między jednym a drugim słowem tak, żeby iskrzyło, a nie żeby słowa to były osobne planety - mówi kompozytor Stanisław Radwan.
Katarzyna Strzelecka: Jerzy Grzegorzewski miał namalować swego czasu Pana portret. Czy on powstał? Stanisłw Radwan: Tak. I został unicestwiony w takim akcie twórczym, że warto to może opowiedzieć. Mianowicie był to przygotowany przez niego portret do jakiegoś filmu, ale nie pamiętam, czy to był film o nim czy o mnie. To jest mniej ważne, i on zrobił powiększenie postaci ze zdjęcia i przygotował happening na jedno z ujęć. Zaczął naprowadzać na to czarno-białe zdjęcie farbę tak, jakby retuszował realne zdjęcie, jakby uważał, że zdjęcie nie daje tego, co on uważa, że powinno być namalowane. Kiedy przypiął się już do jakiegoś szczegółu, a mogę powiedzieć, że to nie był nos, co najłatwiej jest u mnie deformować, opowiadając o tym, jak strasznie trudno jest wymalować to wszystko, o co naprawdę portreciście chodzi, to znaczy, jak to coś, co ze środka wychodzi lub nie wychodzi, kształtuje obraz w oku malarza, zaczął systematycznie zamal