Zasłużona sala Teatru Polskiego w Warszawie już od dawna nie pamięta tak hucznych oklasków przy otwartej kurtynie. Bodajże od premiery "Dziadów" przed czterema laty. Zza kulis wysypują się podchorążowie warszawskiego korpusu kadetów i z bagnetami "na ostro!" biegną zdobywać arsenał. Pierwsza dziesiątka, druga, trzecia, bodajże ośmiu czy dziewięciu się doliczyłem. Za chwilę inna grupa. Spotkali silny oddział obcych żołnierzy, ruszają do ataku, a oklaski są tak frenetyczne, że zagłuszają wcale nie dyskretną i nie spokojną w tym momencie muzykę Kisielewskiego, głuszą salwę nieprzyjacielską, pada pierwsza dziesiątka, druga, trzecia, natychmiast cała scena trupem gęsto zasłana, a oklaski jeszcze nie milkną, jeszcze nie zmienia się ich ton entuzjastyczny w żałobne "de profundis". Zimny dreszcz przebiega w tym momencie w okolicy każdego jako tako na swoim miejscu osadzonego kręgosłupa. O, lubimy podbijać cenę, chociażby bezint
Tytuł oryginalny
Wagner z Wyspiańskiego
Źródło:
Materiał nadesłany
Życie Literackie nr 17