"Zygfryd" w reż. Hansa-Petera Lehmanna w Operze Dolnośląskiej we Wrocławiu. Pisze Dorota Szwarcman w Polityce.
Trzy czwarte Wagnerowskiej Tetralogii we wrocławskiej Hali Ludowej już za nami - właśnie odbyła się premiera "Zygfryda".To część cyklu najrzadziej grywana osobno, choć - w przeciwieństwie do "Złota Renu" czy "Walkirii" - kończy się szczęśliwie, rozwiązując wątki z poprzednich części: młody Zygfryd wykuwa na nowo miecz swego ojca, za jego pomocą zwycięża wrogów, odzyskuje Pierścień Nibelunga i wreszcie przekracza krąg ognia, by znajdującą się wewnątrz niego uśpioną przez Wotana Walkirię Brunhildę przywrócić życiu i zbudzić do miłości ziemskiej. Ogromne trudności, piętrzące się zwłaszcza przed wykonawcami głównych ról, sprawiają, iż wystawienie "Zygfryda" jest ewenementem. Opera Dolnośląska pod wodzą Ewy Michnik poradziła sobie znakomicie, częściowo dzięki solistom zagranicznym, ale i doborowi solistów polskich, którzy także w większości sprawdzają się. Reżyseria Hansa-Petera Lehmanna utrzymana jest w tej samej konwencji