"Holender tułacz" w reż. Herberta Adlera w Teatrze Wielkim w Łodzi. Pisze Dorota Szwarcman w tygodniku Polityka.
Tak zwany teatr reżyserski znudził się już niemałej części publiczności. Na mapie operowej Europy są miejsca, gdzie nie ma on dostępu; należy do nich Festiwal Wagnerowski w austriackim Wels, który z założenia wystawia dzieła Wagnera możliwie wiernie i zgodnie z didaskaliami.To dobre dla początkujących miłośników tej muzyki: bez uwspółcześnień i udziwnień mogą się dowiedzieć, o co dokładnie w danym dziele chodzi. Grozi to jednak banałem - i nie ustrzegli się przed nim twórcy spektaklu, który z Wels do Łodzi przywędrował (festiwal podarował teatrowi dekoracje z wystawianego u siebie przez parę lat przedstawienia). Co więcej, okazuje się, że i łódzki teatr po dwóch dekadach, podczas których nie wystawiano Wagnera, jest w tej dziedzinie początkujący: orkiestra pod batutą Eralda Salmieriego niestety zawodzi na całej linii. Całość ratują soliści, na pierwszej premierze trzy główne role obsadzone były przez gości zagranicznych, pozost