Jest to coś więcej niż tylko wydarzenie teatralne. Adam {#os#835}Hanuszkiewicz{/#} wprawił w popłoch naszą polonistykę wystawiając poemat STEFANA GARCZYŃSKIEGO "Wacława dzieje". Zdarzyło się bowiem coś niezwykłego. Mieliśmy w naszej literaturze romantycznej poetę znakomitego, o którym Mickiewicz pisał: "Talent wielki i daleko pójdzie, już teraz jest na stanowisku, na którym ostatnie dzieła moje spoczęły", o którym i Krasiński i Słowacki mówili z wielkim uznaniem - i który zapadł w zupełną niepamięć. Od 1900 r. nie została wznowiona ani jedna jego rzecz. Nie upomniał się o Garczyńskiego żaden historyk literatury. A to, co o Garczyńskim pisano, świadczy niedwuznacznie, że nie był on po prostu czytany. Wtórny, epigoński, poeta niewielkiego lotu - a już same "Wacława dzieje" świadczą o czymś akurat odwrotnym. Nie epigon, lecz raczej prekursor, przynajmniej w stosunku do "Kordiana" Słowackiego. Wyładowany myś
Tytuł oryginalny
Wacława dzieje
Źródło:
Materiał nadesłany
Zwierciadło nr 4