- Teatr olsztyński jest moim miejscem na ziemi - mówi KATARZYNA KROPIDŁOWSKA, aktorka Teatru im. S. Jaracza, z którą spotkaliśmy się w jej garderobie. Opowiedziała nam, dlaczego wierzy w cuda i jak wygląda jej życie po zejściu ze sceny.
Ma pani w życiu szczęście? - Niebywale, bo robię w nim to, co kocham najbardziej, i jestem w miejscu, które sobie ulubiłam. Szczęściem i ogromnym cudem jest dla mnie również to, że mam synka, który jest motorem napędowym i stymulatorem. Ale na takie moje wymarzone szczęście jeszcze czekam. Jestem szczęściarą, właśnie to sobie uświadomiłam... Na wymarzone szczęście jeszcze czekam... Jakie to marzenie? - Nie marzy mi się konkretna rola, ale żeby w pauzie - powiedzmy - pięciominutowej, bez słowa wyrazić od kilkunastu do kilkudziesięciu stanów emocjonalnych i dotrzeć nimi do serc widzów. I, oczywiście, być w tym zrozumiana przez widza. Takie jest moje marzenie. Aktorstwo to zawód specyficzny, rzadko wybierany przypadkowo. Jak to było u pani? - Nie chciałabym być banalna w swojej odpowiedzi. Niestety, chyba jednak będę. Od dziecka miałam styczność ze sceną i jej pragnienie wciąż we mnie drzemało. W konkursach recytatorskich brałam udz