EN

15.01.1957 Wersja do druku

W wesołej arce

W ROKU chyba 1946 (jak ten czas leci) byłem na prapremierze panaarturowego "Jazona". Była tam scena krew w żyłach mro­żąca, w której bodajże on (bohater sztuki), mając na muszce pistoletu ją (boha­terkę) i tego trzeciego, za­stanawiał się długo a bo­leśnie kogo ma zabić. Kiedy ze sceny padło pytanie mniej więcej tej treści: któż z was ma paść trupem? - zawołałem: autor! I żyję. I Choć od tamtego dnia minęło lat dziesięć. Nie taki Artur Maria straszny jak go malują. Wykpiłem się kłamstewkiem. Rzekło się w on czas: myślałem że to koniec sztuki. A więc wszystko co Ki­siel napisał o losach recen­zji z "Araratu" to oczywiś­cie przedwyborcza agitacja. Nie tak bardzo znów boję się Artura Marii. Tym razem zresztą po premierze "Araratu" też wołałem: autor! I słusznie. Komedyjka nie jest zła. Nie pójdę, rzecz jasna, za przy­kładem cytowanych w programie spektaklu kolegów czeskich i nie będę się w "Araracie"

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Tytuł oryginalny

W wesołej arce

Źródło:

Materiał nadesłany

Słowo Polskie nr 13

Autor:

Mieczysław Markowski

Data:

15.01.1957

Realizacje repertuarowe