"Operetka" Witolda Gombrowicza w reż. Waldemara Zawodzińskiego w Teatrze im. Jaracza w Łodzi. Pisze Izabella Adamczewska w Gazecie Wyborczej - Łódź.
Waldemar Zawodziński fachowcem jest, "Operetka" - zwłaszcza pierwszy akt - uszyta została na miarę. Nic tu się nie pruje, nie pęka, nie ciągnie, a jednak ma się wrażenie, że przedstawienie jest nieco démodé. Decyzja, żeby wystawiać "Operetkę" w przedłużony weekend, gdy świętowaliśmy 100-lecie niepodległości, była doskonała. Na Rondzie Dmowskiego w Warszawie niejeden Hufnagiel wystrzelił przecież racę, w Polsce (i Europie) od dawna "niestrawność jakaś jest w powietrzu". Chociaż "Operetka" wydawała się równie idealna na dzisiejsze czasy, jak Witkacowscy "Szewcy", Waldemarowi Zawodzińskiemu udała się rzecz niełatwa. W jego spektaklu Gombrowicz zdziadział. "Jakże to tak - bez sądu?" Spektakl ogląda się tak, jakby była to inscenizacja historyczna, i to co najmniej w dwóch znaczeniach. Po pierwsze - Zawodziński nawiązał do polskiej prapremiery "Operetki", którą w łódzkim Teatrze Nowym w 1976 roku wyreżyserował Kazimierz Dejmek,